O nieustającym upływie czasu przypominają nam dźwięki zegarowych dzwonów, czyli gongów. Usytuowane wysoko w hełmach wież, swym donośnym głosem obwieszczają kolejne godziny i kwadranse. W ich klosze uderzają wielkie stalowe młoty napędzane przez zegarowe mechanizmy usytuowane na wieżach. Ale na wieży mariackiej takiego mechanizmu już nie ma. Zastępuje go… człowiek. To strażak – hejnalista, który pociągając za uchwyt liny, dźwiga w górę młot przy dzwonie na wyższej wieży. Po zwolnieniu
uchwytu młot opada, uderzając w dzwon. I tak kolejno pociągając i zwalniając młot, strażak wybija odpowiednią godzinę przed odegraniem hejnału. Trzeba tu dodać, że każde pociągnięcie wymaga znacznego wysiłku, bo młot jest ciężki, a należy go unosić odpowiednio wysoko, aby zapewnić dobrą dynamikę dźwięku. Co 15 minut wybijane są kwadranse, ale tu strażaka wyręcza młotek elektryczny, który uderza w drugi, mniejszy dzwon na sąsiedniej wieży. Kiedyś na wieży wyższej kościoła był zainstalowany zegar wieżowy. Pierwsza o nim wzmianka pochodzi z roku 1390, ale jak wyglądał ten pierwszy czasomierz, dokładnie nie wiadomo. Być może był to początkowo nieduży zegar strażniczy, wyposażony w dzwonek i wskazówkę godzin. Co godzinę dawał znak strażnikowi, że czas uderzyć w dzwon lub zadąć hejnał. Kiedy zamontowano duży zegar wieżowy? Prawdopodobnie około 1395 roku (E. Błażowska). Mechaniczne wielkie zegary montuje się w Europie na wieżach kościołów od XIV wieku (pierwszy w roku 1335 w Mediolanie). W drugiej połowie XIV wieku zegary takie miały już dziesiątki miast, a wykwalifikowani zegarmistrze podróżowali od miasta do miasta, naprawiając i instalując zegary. Ale wróćmy do zegara krakowskiego. Podobno w 1403 roku miasto funduje kościołowi Mariackiemu jakieś dzwony (M. Friedberg). Może do zegara. Zegar na wieży mariackiej był pierwszym tego typu urządzeniem publicznym w mieście. Drugi z kolei, w katedrze na Wawelu, pojawił się dopiero w roku 1519, a trzeci na wieży ratusza w roku 1524. Oczywiście różne instytucje miały swoje zegary wewnętrzne (np. Akademia Krakowska już w XV wieku). Nie zachowały się, niestety, żadne zapiski, jak wyglądał ten pierwszy zegar mariacki i jakie miał funkcje. Jednak zasada działania tego wczesnego czasomierza nie stanowi dla nas większej tajemnicy, gdyż od XIV do XVII wieku znano i stosowano tylko jeden system zegara mechanicznego.

Schemat domniemanego mechanizmu zegara na wieży mariackiej w XIV / XV wieku

Jego podstawowym urządzeniem zapewniającym równomierny chód był wychwyt wrzecionowy sprężony z kolebnikiem. To pierwszy regulator, który zapewniał jednakowy obrót kół mechanizmu zegara w równych odstępach czasu. Mechanizm był wprowadzany w ruch przez obciążnik w postaci kamienia lub wiadra z piachem zawieszonego na konopnej linie. Drugi koniec liny mocowano do drewnianego bębna, na którym nawijano linę. Napęd przekazywano do regulatora za pośrednictwem szeregu kół zębatych. Ten mechanizm chodu mógł obracać wskazówką na tarczy i uruchamiać mechanizmy wybijania godzin i kwadransów. Dokładność zegarów z kolebnikiem wynosiła od kilkunastu do kilkudziesięciu minut na dobę, dlatego co jakiś czas musiały być regulowane. Jako wzorzec stosowany był oczywiście niezawodny zegar słoneczny. Zegar na wieży Mariackiej pracował w systemie całego zegara, to znaczy na tarczy miał zaznaczone 24 godziny (tzw. zegar wielki lub pełny). W tym systemie bez względu na porę roku doba kończyła się po zachodzie słońca i wtedy zaczynała się doba następna. Wskazówkę miał tylko jedną, godzinową. Z pewnością był to tzw. palec Boży (Digitus Dei). Koniec wyznaczający godziny ma kształt dłoni, której palce wskazujący i środkowy są wysunięte. Podobnie ułożoną dłonią błogosławił swych wyznawców Chrystus. Na drugim końcu pręta umieszczano jako przeciwwagę półksiężyc.

Wskazówka Digitus Dei, najczęściej stosowana w zegarach wieżowych

Przypuszczalnie zegar miał na początku jedną tarczę usytuowaną na zachodniej stronie wieży od strony rynku. Pełne godziny były wybijane na dzwonie. To powszechna praktyka. Robił to prawdopodobnie strażnik, wykorzystując jakieś ręczne urządzenie. Z pewnością w miarę rozwoju techniki zegarmistrzowskiej czasomierz mariacki modernizowano i rozbudowywano, a nawet wymieniano na nowy. Główny czasomierz miasta powinien być wszakże zawsze nowoczesny. Na pewno duża modernizacja miała miejsce w latach 30. XVI wieku. Wtedy to w hełmie wyższej wieży zainstalowano zachowany do dziś zegarowy gong do wybijania godzin. W tym też czasie na północnej ścianie wieży zamontowano drugą tarczę widoczną dobrze z ulicy Floriańskiej. Zegar wyposażono też w atrakcyjne ruchome figury. Wszystko wskazuje na to, że zamontowano również w tym czasie całkiem nowy mechanizm zegara, rozbudowany o te dodatkowe funkcje. W roku 1564 w hełmie wieży niższej zawieszono zachowany do dziś drugi gong zegarowy. Przeważnie drugi, mniejszy dzwon wybija kwadranse, ale nie mamy o tym dzwonie takiej informacji. Znane są też systemy powtarzania wybicia pełnej godziny przez drugi dzwon po kilku minutach lub wybijania pełnej godziny na dwóch dzwonach (dźwięki bim-bom). Tak czy inaczej, dotychczasowy mechanizm musiał być rozbudowany lub znowu wymieniony na nowy. To całkiem możliwe, a przykładem może być wawelska katedra. Tam w latach 1519–1899 zamontowano co najmniej pięć nowych mechanizmów zegara. A może ten nowy dzwon do zegara nie był wcale podłączony? Może miał jakieś specjalne przeznaczenie, które realizował strażnik? To też prawdopodobne. Trzeba jeszcze wspomnieć o małym dzwonku zegarowym zawieszonym w kościele w połowie XVI wieku. Mógł być podłączony do zegara i wybijać z nim godziny lub wcześniej sygnalizować ich rychłe nadejście. Dzwonek nie zachował się, niestety, do naszych czasów i mało o nim wiemy. W roku 1524 na krakowskim Rynku pojawił się jeszcze jeden zegar. Oto na wieży ratusza zamontowano zakupiony w Norymberdze nowoczesny czasomierz działający już w systemie 2 × 12 godzin (tzw. zegar mały lub półzegarze) i odliczający czas od północy i od południa jak obecnie. Oczywiście zegar mariacki odliczał czas nadal od zachodu słońca i wybijał godziny od 1 do 24 według swojej rachuby. Wtórował mu strażnik grający hejnał. Rynek był więc pełen różnych dźwięków, ale krakowianie świetnie się w tym orientowali. Ważniejszy zawsze był zegar mariacki i według jego wskazań żyło miasto. Z zachowanych późniejszych XVII-wiecznych opisów wynika, że był to całkiem efektowny czasomierz. Cały czas pracował w systemie pełnego zegara, a więc na tarczach miał zaznaczone 24 godziny i po jednej wskazówce. Od strony rynku nad tarczą miał też dwie duże figury, które o każdej pełnej godzinie poruszały się, wydając dźwięki i zadziwiając patrzących krakowian (jedna kłapała głośno zębami, druga waliła pałką w dzwon). Był też w zegarze ruchomy globus, na którym pokazywały się fazy księżyca. Obydwie tarcze usytuowane na ścianach wieży cechowały się dużą czytelnością. Jedna od strony zachodniej, na czwartej kondygnacji wieży, była świetnie widoczna z rynku. Drugą zaś, od strony północnej na piątej kondygnacji wieży, dało się dobrze widzieć aż od Bramy Floriańskiej. Tarcze były bardzo okazałe, miały po około 530 cm średnicy (według obliczeń autora). Krakowianie uwielbiali ten zegar. Niestety, zaczął się psuć pod koniec XVII wieku. Miał coraz dłuższe przestoje, a godziny coraz częściej musiał ręcznie wybijać strażnik. Na początku XVIII wieku stanął na dobre i już go nigdy nie uruchomiono. Od tego zapewne czasu (między 1707–1710 rokiem) zmienił się na wieży mariackiej sposób podawania czasu. Zaczął obowiązywać system półzegara, tj. 2 × 12 godzin, licząc od północy, tak jak to cały czas odliczał zegar ratusza. Od tej pory strażnicy już na stałe wybijali godziny na obydwu dzwonach ręcznie.

Umiejscowienie dwóch wielkich tarcz zegara na wieży północnej (wizja współczesna)

Odbywało się to w następujący sposób. Przed każdą pełną godziną strażnik czekał w gotowości na znak z zegara na ratuszu. Po wybiciu godziny przez ratuszowy strażnik ręcznie wybijał tę samą godzinę na gongu na swojej wieży. Następnie grał hejnał, po czym ponownie wybijał pełną godzinę, ale już gongiem na wieży niższej. Mechanizm zegara mariackiego uznano natomiast ostatecznie za przestarzały, niepotrzebny i w połowie XVIII wieku całkowicie go zdemontowano. Z mechanizmu nic nie zostało do naszych czasów. Agata Wolska zwróciła uwagę, że jasne ślady po tarczach na ścianach wieży można jeszcze dojrzeć na starych fotografiach. Ślady tarcz były widoczne aż do czasu remontu wieży w latach 1911–1913. Całe szczęście, że korzystając ze wszystkich dostępnych materiałów, całą historię mariackiego zegara opisał Jan Dreścik („Rocznik Krakowski” nr LXV–LXVI). W oparciu o to i inne opracowania można było rozwinąć ten temat. Zatem ten nieistniejący już mariacki zegar nie będzie całkiem zapomniany. Przetrwały natomiast do naszych czasów zegarowe gongi i na szczytach obu wież czuwają razem z hejnalistą, aby w odpowiednim momencie podać nam dźwiękiem dokładny czas. Czas więc też zapoznać się z nimi bliżej.

Gong większy

Ten okazały dzwon zegarowy powstał w roku 1530. Ma 165 cm średnicy i waży około 3500 kilogramów. Ton uderzeniowy gongu to ais1. Jest zawieszony na wieży wyższej we wnętrzu dolnej części iglicy gotyckiego hełmu. Odlał go ludwisarz Stanisław (J. Dreścik). Możemy po latach stwierdzić, że ten mistrz znał się dobrze na swoim fachu, bo dzwon zegarowy cechuje się pięknym dźwiękiem. Fundatorem był magistrat, wszak dzwon umiejscowiono na wieży „miejskiej”, aby regulował życie miasta. Zegarowe gongi nie uczestniczą bezpośrednio w liturgii kościoła, dlatego nie są konsekrowane i nie mają imion. Często mają jednak inskrypcje pochodzące od fundatorów. Na omawianym gongu napis umieszczono w miejscu typowym, na szyi. Napisano go majuskułą renesansową. Tekst jest niewyraźny, jakby zamazany. Może został uszkodzony w trakcie jakichś prac na wieży lub też taki był od początku. Brzmi on następująco:

(M)V•XXX•CHRISTI•FORTIS

Tłumaczenie:

(1)530. Chrystusowi Potężnemu.

Mamy więc niepełną, trochę błędnie zapisana datę roczną i pobożną deklarację. Rozdzielniki między wyrazami mają postać lilii, która jest symbolem Trójcy Świętej. Napis ujęty został w dwa podwójne wałki. Kolejny wałek oddziela tradycyjnie płaszcz od wieńca. To już cała dekoracja. Dzwon nie ma korony. Zamiast niej w czapie zatopiono stalową sztabę, która mocuje klosz do potężnego dębowego jarzma. Jarzmo z kolei nieruchomo osadzono na belkach konstrukcji nośnej. Dzwony zegarowe nie mają serc. Uderzają w nie od zewnątrz specjalne stalowe młoty. Takie też rozwiązanie zastosowano przy omawianym gongu. Całe urządzenie młota składa się z kilku współpracujących elementów.

Stalowy bijak przymocowano do dźwigni osadzonej obrotowo na podporze. Do drugiego końca dźwigni przytwierdzono cięgno biegnące w dół do pomieszczenia strażaka. Po uderzeniu młot musi natychmiast odskoczyć od klosza, aby dzwon mógł swobodnie wybrzmieć. W tym celu pod dźwignią umieszczono sprężynę odbojową. W normalnych zegarach wieżowych młot jest unoszony przez mechanizm wybijania godzin, którym steruje mechanizm chodu zegara. Na wieży Mariackiej, jak już wspomniano, godziny wybija strażak. Przed każdą pełną godziną bierze do jednej ręki trąbkę, drugą, pociągając za uchwyt cięgna, unosi młot przy dzwonie i wpatrując się w ekran elektronicznego zegara… czeka.

Urządzenie młota (młot uniesiony). Schemat

  1. bijak
  2. dźwignia
  3. podpora
  4. cięgno
  5. sprężyna
  6. gong



Ręczne wybijanie godzin. Za uchwyt pociąga sekcyjny Łukasz Włodarczyk (fot. z 2010 roku)

Pierwsze uderzenie w dzwon musi zbiegać się z nadejściem
pełnej godziny. Strażak musi się trochę natrudzić, bo w ciągu całej doby młot godzinowy uderza w dzwon 156 razy, a jak już wyjaśniono na początku poprzedniego rozdziału, poruszanie ciężkim młotem nie jest łatwe. Przed około 1710 rokiem, kiedy obowiązywał system zegara wielkiego (24-godzinnego), w ciągu doby młot uderzał 300 razy, ale napędzał go wtedy zegarowy mechanizm wybijania godzin. Gong znajduje się w dobrym stanie technicznym. Widać wprawdzie znaczne zużycie klosza w miejscu uderzeń i rozpłaszczenia końca młota, ale to efekt normalnej eksploatacji. Pamiętajmy, że na dzwonie wybijane są godziny nieprzerwanie od prawie pięciu wieków. Można policzyć, że przez ten czas młot uderzał w klosz około 42 miliony razy. W przyszłości w razie potrzeby gong można zawsze obrócić, aby młot uderzał w nowe miejsce. Można też przesunąć sam młot. Na razie jednak nie ma takiej potrzeby, a piękny głos zegarowego dzwonu dobiega do naszych uszu co godzinę w dzień i w nocy.

Gong mniejszy

To drugi dzwon zegarowy kościoła. Ma 140 cm średnicy i waży około 1700 kilogramów. Jego ton uderzeniowy to cis2. Zawieszono go w latarni hełmu niższej wieży. Został odlany w 1564 roku przez ludwisarza Andrzeja (J. Dreścik). Nie umieszczono jednak na kloszu imienia ani gmerku mistrza, podobnie jak na wcześniej opisanym większym gongu. A tylko w takim przypadku możemy mieć pewność, z którego warsztatu dzwon pochodzi. Znamy też fundatora gongu. Uczynił to znowu magistrat. Dekoracja klosza jest bardzo oszczędna. Dookoła szyi biegnie ujęta w dwa podwójne wałki łacińska inskrypcja. Została napisana renesansową majuskułą, czyli jak na gongu większym. Również rozdzielniki mają postać lilii, symbolu Trójcy Świętej.

Fragment łacińskiej inskrypcji, widoczne słowa „DOMINUS VENIET” (litera S zatarta)

Treść inskrypcji jest następująca:

VIGILATE•ERGO•QVIA•NESCITIS•DIEM•NEQVE•
HORAM•QVA•DOMINVS•VENIET•MATHEI•24•
ANNO•DOMINI•1•5•6•4

Tłumaczenie:

Czuwajcie zatem, bo nie znacie dnia ani
godziny, kiedy Pan przyjdzie. Mateusz 24.
Roku Pańskiego 1564

To filozoficzna maksyma z Ewangelii św. Mateusza, wers 24. Wzywa nas do stałej gotowości. Skromną dekorację klosza uzupełnia wałek oddzielający płaszcz od wieńca. Podobnie jak jego sąsiad z wyższej wieży, gong nie ma korony, a do jarzma przytwierdzono go wtopioną w czapę stalową sztabą. Analogiczne też było urządzenie młota uderzającego w gong. Ponieważ jednak napęd był przekazywany z sąsiedniej wieży, stalowe cięgno biegnie w dół do kątowej dźwigni. Tu zmienia kierunek i wychodzi na zewnątrz we wnętrzu stalowej rury, aby dostać się do wieży wyższej. Łączy się z kolejną dźwignią kątową i… kończy bieg. Kiedyś od tej dźwigni biegła w górę linka do pomieszczenia strażaka, który wybijał ręcznie godziny również i na tym dzwonie. Przypuszczalnie od czasu swego powstania gong ten służył, jak już wspomniano, do powtórnego wybijania godzin po odegraniu hejnału. Tak dla przypomnienia, która godzina właśnie minęła. Trwało to aż do roku 1939, do wybuchu wojny. Wtedy dzwon zamilkł i to na 76 lat. Klosz jest znacznie mniej zużyty niż u sąsiada z wieży obok, gdyż pracował krócej. Mimo to przez ponad cztery wieki młot uderzał w niego około 20 milionów razy. W roku 2015 ks. dr Dariusz Raś, archiprezbiter Bazyliki Mariackiej, podjął decyzję o ponownym uruchomieniu dzwonu. Firma Rduch B&C wykonała stosowną instalację i 17 listopada 2015 roku o godzinie 11:30 głos zegarowego gongu po latach milczenia znowu popłynął w przestrzeń nad Krakowem. Tym razem jednak młot uderza w klosz co 15 minut, oznajmiając kolejne kwadranse. I tak przez całą dobę, łącznie 240 uderzeń. Niestety, podobno nie dawało to usnąć pobliskim mieszkańcom i stresowało hejnalistów na wieży obok, dlatego od 2 czerwca 2016 roku w porze nocnej kwadranse już nie są wybijane. Od 17 października 2015 roku gong mniejszy przez ponad rok, uderzając dodatkowo 9 razy o godzinie 20:05, wzywał do modlitwy o pokój na świecie. Obecnie codzienne wieczorne dzwonienie w tej intencji realizuje już dzwon rycerski (od 13 stycznia 2017). Wróćmy jeszcze do techniki. Jak wcześniej wspomniano, w gong mniejszy uderza teraz młotek elektryczny. Takie nowoczesne urządzenie jest stosowane obecnie powszechnie na wieżach do wybijania godzin i kwadransów. Siłę uderzenia można precyzyjnie regulować, a więc zapewnić dobrą dynamikę dźwięku, unikając równocześnie zbyt mocnych uderzeń w klosz. To zapewnia dzwonom większą żywotność.

Źródło: Andrzej Bochniak, Dzwony Kościoła Mariackiego w Krakowie. Narzędzia komunikacji wiary. Opowieść historyczna z informacjami technicznymi i opisem liturgii dzwonów