Jakub Pokora, „Spotkania z Zabytkami” informator popularnonaukowy, 8/1982

„Dzwonnica- nie przysłuszeństwo
Na której dzwon niesłychany,
Ma głos wdzięczny ukochany,
Dwie oktawy, jedna niższa,
Ogromna, i druga wyższa.
To u mnie cud i rzecz dziwna
O tym dzwonie i przeciwna:
Troszeczkę świata zwiedziłem,
Po cudzych stronach jeździłem,
Byłem w Warce i Goszczynie,
W Małgoszczu, w Garwolinie,
Ba, i w Czersku nie widziałem.
Jego dźwięk wypowiedziałem”.

Tak o dzwonach kościoła św. Anny w Warszawie pisał Adam Jarzębski w swym dziełku pt. Gościniec albo krótkie opisanie Warszawy, wydanym w 1643 r. Ich dźwięk musiał rzeczywiście brzmieć wspaniale, skoro przykuł uwagę Jarzębskiego, wybitnego ówczesnego kompozytora.

Dzwony, niegdyś żywe, bijące serca miast i wiosek, wieściły nieszczęścia i radości… Wołały na nabożeństwa, biły o wschodzie i zachodzie słońca, na Anioł Pański, trzy razy dziennie przypominały o odmówieniu modlitwy o pokój, wspominały zmarłych w godzinę po zachodzie słońca. Biły na trwogę, gdy zagrażał nieprzyjaciel, kiedy szalał pożar lub groziła powódź. Wierzono, że ich dźwiękiem można rozpędzić chmury gradowe i ustrzec przed burzą. Wykopaliska świadczą, że dzwony już 4-5 tysięcy lat temu były używane w Mezopotamii, Egipcie, Chinach i w Indiach. Stosowano je potem w Grecji, Rzymie i Bizancjum. W VI w. rozpowszechniły się w krajach basenu Morza Śródziemnego, a od VII w. wprowadzone zostały do świątyń chrześcijańskich. Według podania pierwszy wprowadził je św. Paulin, biskup z Noli w Kampanii, około 420 r. Początkowo, od czasów Karola Wielkiego, dzwony tylko poświęcano, natomiast później zaczął obowiązywać również ich chrzest. W 968 r. papież Jan XIII, poświęcając dzwon kościoła laterańskiego, nadał mu imię „Jan” i od tego czasu każdy dzwon przed zawieszeniem jest poświęcony i ochrzczony, przy czym najczęściej otrzymuje imię fundatora lub patrona świątyni. W Polsce, w przeciwieństwie do Włoch, były to przeważnie imiona męskie: „Zygmunt” (fundacji Zygmunta I w Krakowie, Lwowie, Ołpinach w Wielkopolsce), „Bernard” (fundacji arcybiskupa Bernarda Wilczka we Lwowie), „Wojciech” z katedry gnieźnieńskej i inne.

Porządek dzwonienia regulowany był przez synody, u nas np. przez synod chełmiński (1583 r.), warmiński (1610 r.) czy żmudzkie (1636, 1752 r.). Także na synodach ustalano wysokość opłaty, tzw. dzwonne („podzwonne”) i określano liczbę dzwonów przysługujących różnym świątyniom: 5 dla katedry, 3 dla kolegiaty, 2 dla kościoła parafialnego, 1 dla kościoła klasztornego.

Odlewaniem dzwonów trudnili się ludwisarze: fusor zampanarum, ruffifusor, cantrifusor, cuprifaber itd. Ludwisarz częstokroć wykonywał z miedzi, brązu, mosiądzu czy cyny także i przedmioty codziennego użytku, co było domeną konwisarza. Trudno zresztą wyraźnie rozgraniczyć zakres robót obu rzemieślników, gdyż według przekazów archiwalnych i jeden i drugi potrafili zrobić tak lichtarz czy konew, jak i ulać dzwon, a od XV w. -nawet działo. Oczywiście pierwsi ludwisarze wywodzili się z klasztorów, a dopiero później, od XIII, XIV w., pojawili się rzemieślnicy świeccy. W Polsce do XVI w. przedstawiciele tego zawodu byli przeważnie pochodzenia niemieckiego (głównie norymberczycy), stąd w naszych archiwaliach spotyka się takie określenie zawodu, jak Rotgiesser, Kansenen-Zinn-Grapen lub Glocken-Gisser (polskie „ludwisarz” pochodzi od niemieckiego Rotgisser). Najsłynniejsze ludwisarnie mieściły się w Gdańsku i Toruniu. Szeroko znane były dzwony gdańskie, lane w warsztacie Benningków (1539-1666) czy później Wittwercków (1664- około 1750) i rozsyłane po całej Polsce. Dziś najstarszą ludwisarnią w naszym kraju jest firma Felczyńskich, istniejąca od 1808 r. w Przemyślu. Zanikający fach ludwisarzy reprezentuje także założony przed kilkunastu laty warsztat Kruszewskich w Węgrowie.

Dzwon musi być doskonale odlany. Nawet najmniejsza niedokładność odlewu skazuje go na pęknięcie i rozbicie, co zdarza się dość często. Poza tym niezwykle istotne są także kształt dzwonu, grubość jego ścian bocznych, tzw. płaszcza i skład chemiczny stopu, które określają ton muzyczny – jego czystość i siłę, głębokość i barwę. Wierzono, że jakość dźwięku można podnieść przez dodanie srebra do stopu i częstokroć tak czyniono, stąd np. nazwa „Wieża srebrnych dzwonów” katedry wawelskiej.

Kielichowa, do dziś stosowana forma dzwonu, którego średnica równa jest wysokości, ustaliła się w XIV w. Proporcji tych, z małymi odchyleniami, przestrzegano do końca XVII w. Na początku XVIII w. dzwon został obniżony tak, że jego wysokość była dwu- lub trzykrotnie mniejsza od średnicy. W XIX w. ponownie przywrócono proporcje gotyckie. Oczywiście owe zmiany były wynikiem poszukiwań odpowiedniej barwy dźwięku.

Jak zdobiono dzwony? Najczęściej stosowano pasy ornamentalne i napisy, nanoszone na górną część płaszcza, tzw. szyję. Środkowa, największa powierzchnia płaszcza pozostawała przeważnie bez dekoracji. Tylko czasami zdobiły ją plakietki z przedstawieniami heraldycznymi lub figuralnymi. Te ostatnie na ogół były wizerunkami świętych, których imię nosił dzwon. Jednakże wartość artystyczna tych przedstawień jest najczęściej niewielka.

Chyba najciekawszym elementem dekoracji dzwonu, nie tylko ze względu na formę (często piękne liternictwo), ale i treść, są napisy. Zawierają one formułki modlitwy, sentencje religijne, imiona świętych patronów, informacje o fundatorze i ludwisarzu itp. Najpopularniejsza na dzwonach prawie całej średniowiecznej Europy była inwokacja: O REX GLORIAE VENIT CUM PACE (Król chwały przychodzi z pokojem), bo przecież w środy wieczorem i w poniedziałki rano głosił dźwięk dzwonu początek i koniec dni, w których należało się wstrzymać od walk zbrojnych. W XVI w. miejsce tej inwokacji zajmuje: CHRISTUS REX VENIT IN PACE ET DEUS HOMO FACTUS EST (Chrystus Król przychodzi w pokoju i Bóg stał się człowiekiem) i inne. Już od początku XV w. pojawiają się napisy o treści świeckiej, np. VOX MEA VOX VITAE, VOCO COS AD SACRA VENITE (Głos mój głosem życia, woła was ku świątyni). Najpopularniejsza inskrypcja wylicza wszystkie funkcje dzwonu: EGO CAMPANA NUNQUAM DENUNCIO VANABELLUM, VEL FESTM, FLAMMAM, VEL FUNUS HONESTUM (Ja dzwon oznajmiam niebezpieczeństwo, wojnę lub święto, pożar lub napaść wroga). Treści innych napisów to: Głos mój oznacza burzę, nieprzyjaciela lub ogień; Dzwon zwołuje ludzi; Dzwonię na znak nabożeństwa i ognia. W XV w. obok łacińskich występują na polskich dzwonach także napisy niemieckie. Na początku XVI w. zanika język niemiecki, a w drugiej połowie XVI w. pojawia się język polski, np. na dzwonie w Tomicach w Wielkopolsce: Przez boszum (bożą) pomoc uliał mnie Hanus Renagel (1613 r.). Począwszy od renesansu ludwisarze często uwieczniają swe imiona na dzwonach i przestają być anonimowi. Jeszcze wcześniej, bo około 1500 r. w napisach zaczyna się spotykać daty pisane także cyframi arabskimi, które dotychczas, jeśli w ogóle występowały, to były podane cyframi rzymskimi. Dziś najstarszy dzwon w Polsce pochodzi z końca XIII w. Jest to „Nowak” w katedrze na Wawelu (nazwa stąd, że został przelany ze starszego dzwonu, serce z 1541 r.). Najwcześniejszy, ściśle datowany zabytek tego rodzaju znajduje się w kościele w Chodzieży. Został odlany w 1363 r., pochodzi z kościoła benedyktynów w Lubiniu. Niewiele młodszy odeń „Urban” (1382 r.) dzwoni z fary w Bieczu. Wymienione zabytki są jednak dużo młodsze od najstarszych, istniejących niegdyś dzwonów w naszym kraju. Jak podaje bowiem w swej kronice Kosmas, Brzetysław poczas najazdu na Polskę w 1108 r., łupiąc m.in. katedrę gnieźnieńską, wywiózł z niej wspaniałe dzwony. Wiemy, że kolegiata w Czersku miała dzwon z 1004 r., w Wysocicach był dzwon z 1025 r., w Zakrońcu – z 1069 r., a w Czaplach Wielkich – z 1111 r.

Najsłynniejszym i największym dzwonem w naszym kraju jest „Zygmunt” w katedrze wawelskiej, ufundowany przez Zygmunta Starego w 1520 r. Jest to dzieło Jana Behama z Norymbergi. Płaszcz „Zygmunta” zdobią reliefowe przedstawienia św. Zygmunta i św. Stanisława wskrzeszającego Piotrowina oraz tarcze z Orłem Polskim i Pogonią. Sam mistrz Beham, dumny ze swego dzieła, dwukrotnie powtórzył na dzwonie nazwisko i gmerk. „Zygmunt” waży 8000 kg (według niektórych 11 000 kg), jego średnica dolna ma 207 cm, a wysokość wynosi 160 cm. Aż ośmiu ludzi trzeba, by dzwonić „Zygmuntem”. Jakimże nielada przedsięwzięciem musiało być samo zawieszenie kolosa, które odbyło się 12 lipca 1521 r. W kilkaset lat później wielka wyobraźnia twórcza Jana Matejki pędzlem znamienitym świetnie oddała patos i wielkie napięcie owego wydarzenia. Zresztą wykonany w 1874 r. obraz „Podniesienie dzwonu Zygmunta” prezentował temat specjalnie bliski Matejce, który dla „Zygmunta” miał kult szczególny. Widział w nim bowiem jakby żywego świadka dawnej chwały narodu. Współcześni Matejce wspominają, że gdy „Zygmunt” miał dzwonić, mistrz, choćby najpilniejszą robotą zajęty, składał pędzle i paletę, by iść na Planty i słuchać dźwięczącej nad miastem mowy wielkiego dzwonu. Drugi co do wielkości jest „Tuba Dei: w kościele Św. Jana w Toruniu, dzieło toruńczyka Marcina Schnida z 1500 r., o wadze ponad 7000 kg i dolnej średnicy 217 cm.

Tu dla porównania warto wspomnieć o największym dzwonie na świecie, odlanym w 1735 r. Jest to „Car Kołokoł” na Kremlu w Moskwie, ważący 201 916 kg, o dolnej średnicy 574 cm, wysokości 580 cm i grubości ścian 60 cm. W XIX w. spadł z wieży i urządzono w nim kaplicę, w której mieściło się 20 osób. Dzwon w Ohaka w Japonii waży około 110 000 kg, dzwon w Pekinie (z 1403 r.) – 53 000 kg, dzwon katedry w Kolonii (z 1447 r.) – 26 250 kg, a jego serce – 765 kg.

Dzwony znalazły zastosowanie także w zegarach wieżowych. Już od XIII w. pełniły funkcję prostego instrumentu muzycznego, wydzwaniającego godziny czy kwadranse. Z czasem ów instrument stał się bardziej skomplikowany. Dzięki zwiększeniu liczby dzwonów, odpowiedniemu dobraniu tonów i wprowadzeniu mechanizmu gry uruchamiającego młotki bijące w dzwony można było wygrywać melodię. Zegary z kurantem dzwonowym, czyli tzw. zegary kariolowe już w XV w. „śpiewały” we Flandrii. Do Polski znajomość budowy kurantów dzwonowych przywędrowała w pierwszej połowie XVI w., a głównym ośrodkiem ich produkcji był Gdańsk. Właśnie w tym mieście w 1560 r. Jan Moor z Brabantu wykonał carillon umieszczony w wieży Ratusza Głównomiejskiego. Z pożogi ostatniej wojny ocalał tylko jeden dzwon z tego kurantu, zdobiony herbami Polski, Gdańska i Prus Królewskich. Dziesięć lat wcześniej, 9 października 1550 r., ówczesny kronikarz, Mikołaj Polius, zanotował wielkie wydarzenie we Wrocławiu. Tego dnia na wieży ratusza zamontowano „śpiewający” zegar, który o każdej półgodzinie wydzwaniał pieśń „Obdarz nas spokojem”, a o każdej całej – dwie pieśni: „Veni Creator Spiritus” i „Magnificat”. Niestety, nie znamy jego twórcy. Jednakże niedługo rozbrzmiewały pieśni wydzwaniane z ratusza wrocławskiego. Wkrótce bowiem kurantowy zegar zepsuł się i trzeba było go zdemontować. Nowy zegar wykonał w 1580 r. wrocławski mistrz Krzysztof Carll. Do dziś po drugim zegarze zachowała się jedynie tarcza na wschodniej elewacji ratusza. Jeszcze wcześniej, bo w 1524 r., ratusz w Krakowie otrzymał zegar z „muzyką”. Za pośrednictwem Jodoka Glacza, mistrza rodem z Norymbergi, osiadłego w Krakowie, zamówiono zegar w jego rodzinnym mieście. Według niektórych badaczy, przytoczona na wstępie artykułu wzmianka Jarzębskiego świadczy, że i w Warszawie przy kościele Św. Anny był w 1634 r. dwuoktawowy carillon. W kurantach dzwonowych tony obejmowały do 5-6 oktaw. Owe „śpiewające” zegary swój renesans przeżyłu w XIX w., głownie w Stanach Zjednoczonych, gdzie niekiedy jeden instrument liczył nawet 50 dzwonów. Do dziś w Apoldzie w NRD istnieje przedsiębiorstwo trudniące się produkcją kurantów dzwonowych. Jest to VEB Glockengiesserei Apolda, która ostatnimi laty wykonała carillon z 47 dzwonami do ratusza w Magdeburgu. W 1906 r. tutejsza firma Franz Schilling & Söhne zrobiła kurant dzwonowy dla kościoła Św. Katarzyny w Gdańsku. W kurantach stosowano dzwonki także i z porcelany, jak np. w kościele NP Marii w Miśni (1930 r.) czy w drezdeńskim Zwingerze (1936 r.).

Porcelanowe i szklane dzwonki już XVI w. wprowadzono do mechanizmów zegarów przenośnych z kurantami, a w drugiej połowie XIX w. do tzw. maszyn grających (szaf grających.

Dzwon lub raczej dzwonek znalazł szerokie zastosowanie jako instrument sygnalizacyjny w życiu codziennym. W zależności od pełnionej funkcji nosi różne nazwy. Mamy więc sygnaturkę na wieżyczce kościoła, dzwon pożarny albo strażacki – zwołujący ludzi do gaszenia pożaru, dzwon dworski (folwarczny) – odmierzający przerwy w pracy, dzwon kolejowy – używany w kolejnictwie rosyjskim w XIX i na początku XX w., dzwon drogowy – ostrzegający na przejazdach o zbliżającym się pociągu, dzwonek pasterski – zawieszony na szyi zwierzęcia przez pasterzy górskich, ręczny dzwonek sądowy – służący do uciszania sali czy wszystkim doskonale znany dzwonek szkolny i wiele, wiele innych. Właśnie te dzwonki, przeważnie ręczne, bywają wdzięcznym obiektem zainteresowań kolekcjonerów.

Mają dzwony swoje muzeum. Jest to Glockenmuseum we wspomnianym już niemieckim miasteczku – Apoldzie. Początek kolekcji dały zbiory kolejnych właścicieli tutejszej ludwisarni, która istnieje od 1722 r. Jej założycielem był Johann Christoph Rose, czynny do 1758 r. Następnie warsztat przeszedł w ręce rodziny Ulrichów i w jej posiadaniu istniał aż do 1945 r. W 1876 r. powstała w Apoldzie druga firma ludwisarska: Franz Schilling & Söhne, która w 1972 r. została upaństwowiona. Nic więc dziwnego, że właśnie to miasteczko, w którym tradycja dzwonolejnictwa jest nadal żywa, stało się siedzibą takiego właśnie muzeum. Najciekawsze zbiory obejmują eksponaty z Dalekiego Wschodu i romańskie zabytki europejskie.

Stan badań nad naszymi dzwonami jest wielce niezadowalający. Do dziś nie wiemy, ile ich posiadamy. Nie wiemy także, jakie straty ponieśliśmy podczas ostatniej wojny. Działające po 1945 r. Biuro Rewindykacji i Odszkodowań Ministerstwa Kultury i Sztuki nie zamieszcza żadnej wzmianki na ten temat w publikacji pt. Straty wojenne zbiorów polskich w dziedzinie rzemiosła artystycznego, wydanej w Warszawie w 1953 r. Dla porównania warto dodać, że np. w RFN straty wynikłe tylko z użycia dzwonów jako złomu w hitach podczas wojny szacuje się na 77%. Rozpoczęta przez hitlerowców już w marcu 1940 r. akcja rekwizycji dzwonów na Śląsku bezpowrotnie pochłonęła wielką liczbę tych zabytków. Jeszcze pod koniec wojny pozostało około 10 tys. dzwonów, których nie zdążono przetopić, a które do dziś biją w kościołach w RFN.

Przegląd prac dotyczących naukowego opracowania i konserwacji zabytkowych dzwonów w Polsce wykazuje stan co najmniej niepokojący. Nie mamy pełnej inwentaryzacji tych zabytków. Prawie żadna pracownia konserwacji nie zajmowała się dzwonami.

Forma dzwonu i jego dekoracja, na którą składają się przedstawienia figuralne, ornamenty, napisy, elementy heraldyczne itd. powinny być rozpatrywane równocześnie z wartościami dźwiękowymi. Jest to bowiem wyjątkowy zabytek, interesujący i muzykologa, i historyka, i historyka sztuki. Studia prowadzone za granicą dowodzą, że tylko kompleksowe badania, uwzględniające szerokie i wielostronne spojrzenie na dzwony, mają szansę powodzenia. Dzwony – co warto podkreślić – są wdzięcznym polem do popisu i dla konserwatorów. Szeroko i z powodzeniem stosowane za granicą spawanie pękniętych dzwonów potrafi nie tylko przywrócić znaczenie funkcjonalne tym zabytkom, ale także i pierwotny ich dźwięk. Być może większe zainteresowanie dzwonami doprowadzi do założenia w naszym kraju muzeum dzwonów, gdyż nie brak u nas nie używanych, popękanych dzwonów i ich fragmentów, rozsianych po magazynach, skarbczykach kościelnych itp.