Wiele wspaniałych reliktów przeszłości zachowało się w kościele Mariackim do dzisiaj. Dwa z nich są bardzo związane z dzwonami, dlatego też powinny zostać tutaj opisane. To wielki słoneczny zegar i hejnał z wieży mariackiej. Zegary i sygnały dźwiękowe zawsze były nierozłączne. Trudno wyobrazić sobie uderzenia w dzwony czy granie hejnału bez wcześniejszej informacji z zegara, że odpowiedni czas nadszedł. Z kolei zegar potrzebuje dźwiękowego sygnału, który popłynie w przestrzeń z informacją o aktualnym czasie. Ale nie od razu zegar zbudowano. Określenie pory dnia według położenia słońca na niebie znane było ludziom od zawsze. Wystarczyło przecież podnieść głowę i zobaczyć gdzie jest słońce. Wbicie w ziemię patyka i obserwowanie cienia to już wielki postęp znany ludziom od wielu tysięcy lat. Z czasem patyk zastąpiły wysokie kamienne iglice (tzw. gnomony), które rzucały cień na umieszczone na ziemi znaki czasu. Potem tarcze zaczęto umieszczać na ścianach budowli. Wskazywany czas był w tamtych czasach wystarczająco dokładny, jednak w dni pochmurne i w nocy zegar nie działał. Wymyślono więc zegary wodne, piaskowe, ogniowe. Działały w miarę dobrze jak na wymogi tamtych czasów. Ale oto na przełomie X i XI wieku podjęto próby zbudowania zegara mechanicznego. Jednak dopiero w wieku XIV zegary mechaniczne pojawiły się na wieżach. Nie były dokładne, do ich stałej regulacji potrzebowano niezawodnego zegara słonecznego. Ten duet świetnie współpracował. Zegar mechaniczny odmierzał czas w dzień i w nocy, a słoneczny pozwalał na dokładne uchwycenie właściwego czasu i regulację mechanizmu. I tak przez setki lat współpracy.

Zegar mechaniczny stale usprawniano. Przełomem było zastosowanie przez Christiana Huygensa w 1656 roku wahadła, wynalezionego wcześniej przez Galileusza. Zegar słoneczny też nie pozostawał w tyle. Około 1430 roku ustalono, że pręt wskazówki powinien być równoległy do osi obrotu Ziemi (tzw. polos). Od tej pory zegary słoneczne wskazują czas równomiernie, niezależnie od pory roku. Już w XVI wieku Mikołaj Kopernik zdawał sobie sprawę ze zmiennej długości dni i godzin, chociaż nie mógł dokładnie wytłu maczyć tego zjawiska. Dopiero w XVII wieku, gdy Johannes Kepler podał trzy słynne prawa ruchu planet, różnice wskazań między zegarami słonecznymi i mechanicznymi stały się oczywiste. Jest to związane ze zmienną szybkością ruchu Ziemi dookoła Słońca po orbicie eliptycznej i brakiem prostopadłości osi Ziemi do płaszczyzny tej orbity. Powstało pojęcie tzw. równania czasu,
czyli różnicy między czasem słonecznym prawdziwym a czasem słonecznym średnim. Opracowano szczegółowe tabele i wykresy pozwalające przeliczać czas słoneczny prawdziwy na czas słoneczny średni, wskazywany przez zegary mechaniczne. Zegary słoneczne stały się teraz jeszcze dokładniejszym regulatorem zegarów mechanicznych. Te ostatnie bardzo zwiększyły dokładność, gdy w 1670 roku William Clement wynalazł wychwyt kotwicowy. Wiek XVIII to apogeum współpracy obu technik, mechanicznej i słonecznej. Początek XIX wieku to kolejny postęp. Zegary mechaniczne dalej zwiększają dokładność. Pojawiają się powszechnie tzw. wychwyty wolne. Z kolei wszystkie zegary słoneczne wyposaża się w coraz dokładniejsze tabele równania czasu. Niektóre z nich mają na siatce wskazań specjalnie ukształtowane, owalne linie uwzględniające poprawkę równania czasu. Linia ma kształt przewężonej ósemki (tzw. analemma) i pozwala o godzinie 12 odczytać bezpośrednio czas słoneczny średni, który wskazują zegary mechaniczne. Jednak od połowy XIX wieku rozwój urządzeń pomiaru czasu i transmisji danych powoduje, że zegary słoneczne przestają już być potrzebne. Od tej pory czas uderzenia w gongi, grania hejnału czy dzwonienia dzwonów podają bardzo dokładne zegary mechaniczne, a z czasem elektryczne, kwarcowe i wreszcie ostatnio atomowe. Nic zatem dziwnego, że według wybijanych na wieżach godzin i kwadransów możemy teraz dokładnie regulować swoje zegarki.

Również sygnały dźwiękowe grane na instrumentach dętych znane były człowiekowi już w czasach prehistorycznych. Pierwotnie wykorzystywano do tego trzcinowe i bambusowe rurki. Z czasem grano na wydrążonych gałęziach drzew lub znalezionych muszlach o odpowiednim kształcie. Zadęcie w spreparowane rogi zwierząt to już wielki postęp, który dokonał się wiele tysięcy lat temu. Z czasem do rogu zaczęto montować metalowy ustnik, przez co gra stała się jeszcze bardziej efektywna. Metalowe instrumenty dęte zaczęto budować na kształt zwierzęcych rogów. Po dziś dzień zachowały się srebrne trąby sprzed 3,5 tys. lat znalezione w grobowcu faraona Egiptu Tutenchamona. Sygnały z trąb stanowiły sposób porozumiewania się na odległość. Szczególnie przydatne okazywały się na polach bitew. Stosowano je też w celach liturgicznych. Zaczęto również grywać w różnych porach dnia dla podania czasu, w którym należało wykonać określone czynności, np. otwierać i zamykać bramy miasta, kończyć wyszynk. Z upływem lat pierwsze poranne trąbienie przybierało formę dłuższej uroczystej melodii. Zaczęto ją nazywać hejnałem (z węgierskiego „hejnal” to świt, poranek, jutrzenka). Z biegiem lat zaczęto trąbić hejnał również w innych porach dnia, przeważnie z wież kościelnych i ratuszowych. Obecnie najsłynniejszym na świecie hejnałem jest ten grany od ponad sześciu wieków z wieży mariackiej w Krakowie. Od 1959 roku oprócz hejnału z wieży w kościele Mariackim grane są jeszcze dwa inne hejnały. To piękne melodie, które towarzyszą otwieraniu i zamykaniu ołtarza Wita Stwosza. Napisane przez kompozytora Witolda Friemanna i nagrane przez Orkiestrę Filharmonii Krakowskiej pod dyrekcją Tadeusza Strugały noszą tytuł Hejnały mariackie. Melodia na otwarcie ołtarza ma tonację durową, więc brzmi dostojnie i radośnie. Wita Marię, patronkę kościoła. Melodia na zamknięcie charakteryzuje się tonacją molową, a więc minorową. To smutek na wieczorne pożegnanie, ale też nadzieja, że jutro także wstanie dzień i radość wróci. W muzyce tej oczywiście dominują trąby, jak na hejnały przystało. Posłuchać warto. To duże przeżycie. Hejnał na powitanie grany jest codziennie o 11:50 podczas otwierania ołtarza, natomiast hejnał na zamknięcie bardzo rzadko, tylko na wyjątkowe okazje.

Wielki zegar słoneczny

Nie wiadomo, jak wyglądały pierwsze średniowieczne zegary słoneczne kościoła Mariackiego. Mogły być ścienne lub przenośne. Służyły do organizowania życia parafii. Na pewno miał słoneczny zegar strażnik na wieży, aby orientować się w czasie. Z pewnością na wschodnim końcu nawy południowej kościoła zawsze był zegar słoneczny. Kiedy w roku 1435 dobudowano w tym miejscu kaplicę św. Jana Nepomucena, zegar przeniesiono na jej ścianę (w obecne miejsce). Początki obecnego, zachowanego wielkiego zegara słonecznego to rok 1682. Wtedy to na ścianie kaplicy zamontowano nową tarczę i wskazówkę. Na przestrzeni wieków zegar ten wielokrotnie odnawiano i modernizowano. W roku 1740 jego kolejną wersję zaprojektował według tradycyjnego przekazu Jan Józef Przypkowski, sławny astronom, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od tej pory rodzina Przypkowskich opiekuje się zegarem. W roku 1929 Tadeusz Konrad Przypkowski skomponował nową tarczę i opracował zachowaną do dziś instrukcję. W roku 1954 Tadeusz Przypkowski Junior z Jędrzejowa, również światowej klasy znawca zegarów słonecznych, nadał zegarowi obecną postać.

Siatka wskazań zegara
1 – linie godzin
2 – linie kwadransów
3 – linia równonocy wiosennej (21.03) i jesiennej (23.09)
4 – linia przesilenia zimowego (21.12)
5 – linia przesilenia letniego (21.06)
6 – znaki zodiaku zimowe i wiosenne
7 – znaki zodiaku letnie i jesienne
8 – linie oddzielające znaki zodiaku
9 – cień wskazówki. Dnia 30.09.2016 wskazuje godz. 11:08 czasu słonecznego prawdziwego. Uwzględniając poprawkę (-29 min) i czas letni (+ 60 min), jest godz. 11:39 czasu środkowoeuropejskiego letniego. Cień poziomej poprzeczki wskazuje znak zodiaku Waga i porę roku jesień (między liniami 3 i 4)

Trzeba przyznać, że to jeden z najpiękniejszych zachowanych na świecie zegarów tego typu. Prostokątna czarna tarcza została wpasowana między narożnik muru kaplicy i jej gotyckie okno około 8 metrów od poziomu placu. Ma 390 cm wysokości i 260 cm szerokości. W części górnej rozszerza się do 280 centymetrów. W górnym lewym narożniku tarczy mistrz umieścił znak Matki Boskiej „MARYA”, otoczony diademem z gwiazd dwunastu. Obok wielkie słońce promieniste, z którego środka wychodzi wskazówka (polos), zakończona wskaźnikiem w kształcie krzyża równoramiennego. Przy znaku Maryi bierze początek efektowna wielka wstęga, główna dekoracja tarczy. Rozwija się jakby z rulonu, biegnie po prawie całej powierzchni tarczy. Zmienia kierunki, zwija się w pętle, zawraca nagle, ale nigdzie się nie przerywa, dobiegając do końca w prawym górnym rogu. Między cyframi 5 i VI jej koniec znowu zwija się w rulon. Na wstędze umieszczone są wszystkie pozostałe dekoracje, czyli cyfry rzymskie i arabskie oznaczające pełne godziny, wymowna łacińska inskrypcja, dwanaście znaków zodiaku i roczna data wykonania zegara MCMLIV (1954). W miejscu, gdzie wskazówka rzuca cień, wstęga robi miejsce siatce wskazań. Jej linie proste (czasu), biegnące promieniście w dół, oznaczają godziny i kwadranse. Linie poziome (deklinacyjne) to hiperbole, które pozwalają odczytać aktualny znak zodiaku. Pokazują też przesilenie letnie i zimowe oraz równonoc wiosenną i jesienną. Pozwalają zatem określić aktualną porę roku. Wskazówka rzuca cień na tarczę, wskazując aktualny dla Krakowa czas słoneczny prawdziwy (LTST). Mały przeziernik umieszczony w środku przecinania się ramion krzyża rzuca punkt świetlny na tarczę, zwiększając dokładność odczytu, o ile zdołamy go wypatrzeć w środku cienia Wskazówka ma 86 cm długości. Rozpiętość krzyża z przeziernikiem to 20 centymetrów. Umieszczony na wstędze trzywierszowy napis łaciński brzmi następująco:

DIES•NOSTRI / QVASI•VMBRA•SVPER•TERRAM / ET•
NVLLA•EST•MORA

Tłumaczenie ks. Jakuba Wujka:

Dni nasze jako cień na ziemi, a nie masz żadnego przedłużenia

To cytat z Wulgaty, Pierwszej Księgi Kronik 29,15. Jakże trafne filozoficzne odniesienie do przemijającego czasu. W poprzednim wcieleniu zegara z roku 1929 cytat był znacznie dłuższy, ale zmieścił się tylko jego fragment na przeprojektowanej tarczy. W dolnych rogach tarczy mistrz Przypkowski umieścił swoje inicjały T i P. Trudno się tego domyślić, bo stylizowane literki wyglądają jak lilia i alfa. Być może też, że „lilia” jest znakiem jakiegoś współwykonawcy tego zegara. Nie wiadomo.

Urzędowe zmiany czasu na letni (po raz pierwszy w Europie w roku 1916) poważnie zaszkodziły zegarom słonecznym. W lecie spóźniają się one o godzinę i trzeba o tym pamiętać. Na murze pod tarczą umieszczona jest gablota z tablicą informacyjną niezbędną do ustalenia czasu strefowego środkowoeuropejskiego, według którego biegnie teraz nasze życie. Dla unormowania czasu już w roku 1884 Ziemię podzielono na 24 strefy jednogodzinne (co 15 stopni długości geograficznej). Przedtem każdy kraj miał swój czas stosowanie do południka, na którym leżała stolica. Jeszcze wcześniej swój własny czas miała przeważnie każda miejscowość. Tablica podaje równanie czasu zsumowane z poprawką wynikającą z położenia Krakowa na ok. 20° długości geograficznej wschodniej. Po tych wyjaśnieniach określenie czasu i innych danych astronomicznych z cienia na tarczy nie powinno być trudne. Możemy przy tym zaimponować rodzinie i znajomym. Jest wszak jeden warunek. Musi świecić słońce. Lokalizujemy cień wskazówki na tarczy i z jego położenia względem grubszych linii godzin i cieńszych kwadransów odczytujemy czas słoneczny prawdziwy (LTST). Następnie z tablicy na ścianie dowiemy się, ile minut musimy odjąć od odczytu, aby ustalić obowiązujący w Polsce czas środkowoeuropejski (CET), który wskazuje np. nasz zegarek. Jeżeli aktualnie mamy czas letni (CEST), to jeszcze do wyniku dodajemy 60 minut. No i jeszcze jedną minutę, bo tyle zajęły nam obliczenia. Gotowe. Cień poziomej poprzeczki wskazówki (ramiona krzyża) pozwoli nam odczytać natychmiast pozostałe informacje. W zimie i na wiosnę aktualny znak zodiaku pokaże nam cień lewego ramienia krzyża, w lecie i jesienią prawego. Gdy cień ramion krzyża pokryje się z najwyższą hiperbolą (granica białego i czarnego pola), to mamy 21 grudnia, najkrótszy dzień roku. Zaczyna się zima, słońce jest najniżej na niebie. Od tego dnia cień poziomych ramion będzie z każdym dniem coraz niżej. Gdy osiągnie linię równonocy (poziomą prostą), oznacza to 21 marca i początek wiosny. Znak zodiaku zmienia się z Ryb na Barana. Dzień i noc mają jednakową długość. Po trzech miesiącach cień poziomych ramion osiągnie naj niższą hiperbolę (granica białego i czarnego pola). Mamy 21 czerwca i początek lata. Słońce jest najwyżej na niebie, a dzień najdłuższy w roku. Od tego dnia cień zaczyna wędrować w górę, a znaki zodiaku odczytujemy po prawej stronie tarczy. 23 września cień osiągnie linię równonocy. To początek jesieni i zrównanie dnia z nocą. Na tarczy znak zodiaku zmienia się z Panny na Wagę. Cień ramion wędruje dalej w górę z biegiem dni, aby 21 grudnia osiągnąć poziom najwyższej hiperboli (granica białego i czarnego pola). Znowu po upływie roku słońce jest najniżej na niebie, mamy najkrótszy dzień w roku, zaczyna się zima itd., bez końca. Wszystko to pokazuje ten wspaniały wielki zegar. Kiedyś miał jeszcze jedną funkcję. Mógł pokazywać chwilę południa według czasu miejscowego średniego, bez konieczności uwzględniania poprawki wynikającej z równania czasu. W tym celu na tarczy umieszczona była barwna krzywa w kształcie cyfry osiem (analemma), pokrywająca się z linią godziny 12. Punkt świetlny w środku cienia krzyża wskazówki zapewniał dokładny odczyt. Niestety, tarcza zegara uległa uszkodzeniu i cały jej środkowy fragment wraz z barwną krzywą runął w dół. W czasie remontu i rekonstrukcji tarczy w roku 1994 „tęczowej ósemki” już nie odtworzono. A tak przy okazji. Każdy z nas dobrze wie, co to jest czas, chyba że… ktoś nas o to zapyta i musimy odpowiedzieć. Zauważył to już w V wieku św. Augustyn. Po dziś dzień uczeni nie potrafią jednoznacznie zdefiniować pojęcia czasu. Zresztą niektórzy fizycy twierdzą, że czas w ogóle nie istnieje. Teologowie z kolei uważają, że czas rozpoczął się w chwili stworzenia świata, a wcześniej nie istniał. Tak czy inaczej, różne zegary były, są i będą nadal nam potrzebne.

Hejnał z wieży Mariackiej

Hejnał w postaci chwytliwej melodii grany jest z wieży Mariackiej od końca XIV wieku. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z roku 1392. Przypuszcza się, że jego wprowadzenie wiąże się z osobą królowej Jadwigi, a właściwie z jej węgierskimi rodakami przybyłymi z 10-letnią wówczas królewną z Węgier do Krakowa w 1384 roku. Urwaną melodię krakowskiego hejnału tradycja odnosiła jednak zawsze do wydarzeń z XIII wieku, kiedy to na miasto napadali Tatarzy. Wtedy to według legendy strażnik na wieży Mariackiej, widząc zbliżających się wrogów, zadął w trąbkę na alarm. Mieszkańców ostrzegł, jednak wystrzelona z tatarskiego łuku strzała przebiła mu gardło i sygnał się urwał. Czy w ogóle było możliwe trafienie go z łuku? W XIII wieku Tatarzy trzy razy napadali na Kraków. W 1241 roku opanowali i spalili miasto. Według legendy obronił się tylko warowny kościół św. Andrzeja. Zamknięci w nim zakonnicy przyjęli nieproszonych gości jak należało: strzałami z łuków, bełtami z kusz, wrzącą smołą i głazami miotanymi z wież. Odparli najeźdźców. Trębacz grający alarm mógł być trafiony strzałą, gdyż kościół Mariacki stał poza ówczesnym terenem miasta, a wieża była znacznie niższa. Celny strzał z odległości kilkudziesięciu metrów był całkiem możliwy. W roku 1259 Tatarzy podeszli pod miasto po raz
drugi. Tym razem obronił się podobno Wawel. Może to wtedy trafiono strażnika? Nie wiadomo. Gdy w roku 1287 Tatarzy podeszli pod miasto po raz trzeci i ostatni, spotkała ich niespodzianka. Zastali gród gotowy do obrony. Rycerstwo i mieszczanie sprawili się dzielnie. Zginął chan tatarski, Tatarzy ponieśli duże straty, miasta nie zdobyli. Może tym razem zginął strażnik, ostrzegając obrońców? Najmniej prawdopodobne, chociaż też możliwe. Miasto zajmowało już większy obszar, a kościół Mariacki stał w środku, tym razem daleko od linii obrony. Biorąc jednak pod uwagę zasięg tatarskiego łuku refleksyjnego, wynoszący nawet 500 m, strzała mogła dolecieć do wieży.

Tatarski łuk refleksyjny. A – łuczywo z cięciwą, B – strzała, C – przekrój ramienia
1 – majdan
2 -ramię
3 – róg
4 – zaczep
5 – cięciwa
6 – grot
7 – drzewce
8 – lotki
9 – osada
10 – ścięgna zwierzęce
11 – drewno klonu
12 – kości rogu bawoła
13 – klej zwierzęcy
14 – okładzina brzozowa i werniks lub cienka skóra

Kiedy zatem trafiono strażnika? Wszystko wskazuje na to, że w roku 1241. Był to pierwszy najazd Tatarów, więc zaskoczenie było całkowite. Jednak tę tatarską strzałę po raz pierwszy ujawnia, i to dopiero w 1928 roku, amerykański pisarz Eric P. Kelly w książce The trumpeter of Cracow. Przedstawiona tam opowieść o urwanym sygnale dokładnie wszystko wyjaśnia i niech tak zostanie w naszej świadomości. Nikt dotąd zresztą nie udowodnił, że tak być nie mogło. W dzisiejszych czasach trąbienie z wieży hejnału to wielka atrakcja miasta, najbardziej znana tradycja Krakowa. Od XVI wieku hejnaliści grają co godzinę na cztery strony świata. Od 1874 roku służbę na wieży pełnią funkcjonariusze Straży Pożarnej. To umundurowani strażacy grają po dziś dzień hejnał. Intencje ich gry są następujące:

  1. w kierunku Wawelu dla króla (obecnie ku czci pogrzebanych w katedrze
    monarchów),
  2. w stronę ratusza dla burmistrza (obecnie dla prezydenta miasta),
  3. w stronę Barbakanu dla gości,
  4. w kierunku Straży Pożarnej dla swojego komendanta (wcześniej dla
    kupców na Małym Rynku), a tak naprawdę trąbią też w tym kierunku
    dla zgromadzonych na placu Mariackim słuchaczy.

Przerywana piękna melodia nadal jednak nawiązuje do opisanych wyżej legendarnych wydarzeń sprzed prawie ośmiu wieków. Strażacy grają ją pięknie. Obecnie jest ich siedmiu i wszyscy są wykształconymi muzykami. Mają „złote” trąbki, które co kilkanaście lat są wymieniane na nowe, bo brzmienie ich musi być doskonałe. Raz do roku odbywają szkolenie muzyczne, a szkoli ich od ponad trzydziestu lat wirtuoz trąbki profesor Jacek Chudziak. Dawnymi czasy mieli jeszcze na wieży wielkie blaszane tuby, przez które mogli z góry wykrzykiwać różne ważne informacje. Przychodzą do pracy przeważnie po dwóch na 7:30 i spędzają na wieży 24 godziny, potem mają 2 dni wolne. Od 16 kwietnia 1927 roku południowy hejnał jest codziennie transmitowany na żywo przez Polskie Radio. Tu ciekawostka – do tej pory wykorzystywana jest specjalna tuba z tego okresu z zamontowanym w niej oryginalnym mikrofonem Marconi. Natomiast od 27 kwietnia 2016 roku południowy hejnał transmituje na żywo Telewizja Kraków za pośrednictwem Internetu. Można zatem słuchać i oglądać hejnał, nawet nie będąc w Krakowie. Wydaje się, że strażacy grają wtedy najpiękniej. Hejnaliści mają też jednego honorowego kolegę. To znany krakus Leszek Mazan. Ten największy znawca i miłośnik krakowskiego hejnału został w roku 1998 honorowym hejnalistą. To pierwsze i jedyne do tej pory takie wyróżnienie. Pan Leszek wprawdzie hejnału nie trąbi, ale mundur i trąbkę posiada i może wchodzić na wieżę, kiedy tylko zechce. Strażacy zawsze serdecznie go witają (ciekawe, co im zanosi?). W każdą pierwszą sobotę miesiąca o godzinie 21:37 z wieży płynie inna piękna melodia. To Barka grana przez strażaków dla upamiętnienia godziny śmierci papieża św. Jana Pawła II. Strażaków można odwiedzać na wieży. Chętnie odpowiadają na wszelkie pytania dotyczące ich zaszczytnej pracy. A widoki Krakowa z wysokości 54 metrów zapierają dech w piersiach. Warto.

Źródło: Andrzej Bochniak, Dzwony Kościoła Mariackiego w Krakowie. Narzędzia komunikacji wiary. Opowieść historyczna z informacjami technicznymi i opisem liturgii dzwonów